Żwir zaszeleścił pod kołami samochodu, gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce. Tato zatrzymał pojazd, a ja bez pośpiechu otworzyłam drzwi, patrząc na stajnie. Dwa dość spore budynki ustawione naprzeciw siebie od pewnego czasu świeciły pustkami. W jednym stacjonowało dziesięć naszych koni i sześć pensjonariuszy, w drugim z kolei znajdowało się następne szesnaście pustych boksów. Musieliśmy sprzedać kilka koni, aby zapobiec bankructwu. Wtedy zaczęliśmy brać udział w zawodach. Zazwyczaj startowałam na Midnigth, ponieważ jeśli o skoki chodzi miała największe doświadczenie. Problemy na chwilę zniknęły, po kilku moich zwycięstwach klientów było coraz więcej. Zaczęliśmy się nawet zastanawiać, czy nie rozbudować działki. Wszystko pogorszyło się ponownie, gdy klacz nabawiła się kontuzji. Przestałam uczestniczyć w jakichkolwiek dyscyplinach, a liczba pensjonariuszy malała z dnia na dzień, a wraz z nimi także szansa, że nasza sytuacja się ustatkuje. W pewnym momencie rodzice postanowili kupić dla mnie nowego konia. Wyjechali bez ostrzeżenia, a wrócili z klaczą hanowerską.
- Wysiądziesz wreszcie? - zapytała Ellie, wyrywając mnie z zamyślenia. Odwróciłam się w jej stronę, zdając sobie nagle sprawę z tego, że nadal siedzę w samochodzie, nie dając jej przejść. Podpierając się o fotel udało mi się stanąć na ziemi. Zachwiałam się, jednak Ruda w porę mnie złapała. - Gdzie najpierw do stajni czy...
- Do pokoju - odparłam, przerywając jej wpół zdania. Popatrzyła na mnie z niepokojem, ale kiwnęła głową. Odarłam się o jej ramię i wolnym krokiem skierowałyśmy się do domu. Poruszanie się przychodziło mi z dosyć sporym trudem. Cały bok dawał się we znaki, a dodatkowo kulałam przez niewielką kontuzję w nodze. Weszłyśmy po schodach w towarzystwie Andy'ego, taszczącego moje torby.
- Dziękuję za pomoc - powiedziałam, kiedy w końcu opadłam na łóżko. Rozejrzałam się po sypialni. Mieszkałam tu odkąd pamiętam. Seledynowo-szare ściany, dębowe meble, wszystko ułożone w nienagannym porządku. Zawsze tak było. W jednej chwili jednak pomieszczenie wydało mi się kompletnie obce. Jakby kilka tygodni w szpitalu zmieniło moje podejście do codzienności. Przyjaciele stali w progu, nie wiedząc najwyraźniej, co robić. Wstałam z miejsca, aby podejść do okna. Oboje rzucili się w moją stronę, jednak jedno zerknięcie z ukosa wystarczyło, żeby zakomunikować, iż nie chcę pomocy. Pokuśtykałam do wielkiej szyby i usiadłam naprzeciw niej, aby mieć pełen widok na teren stadniny. Omiotłam spojrzeniem wszystko, począwszy na stajniach, zakończywszy na podjeździe. Odwróciłam się, widząc na pastwisku Dusty. Wyciągnęłam rękę w górę, aby któreś z przyjaciół pomogło mi wstać. Dłoń natychmiast podał mi Andy. Podciągnął mnie do góry i przytrzymał chwilę, żebym nie upadła z powrotem. Byłam okropnie słaba. Z tego, co mówili w szpitalu, chwyciła się mnie ostra anemia. Miałam zaniżony poziom żelaza i innych witamin. Położyłam się na łóżku i wpełzłam pod kołdrę.
- Dzięki za pomoc, nie musicie mi pomagać w śnie - powiedziałam, tuląc się do poduszki. Stęskniłam się za wszystkimi wygodami, które miałam u siebie.
Obudziłam się po godzinie i automatycznie wpatrzyłam w sufit. Nie mogłam spać, mając na głowie tyle problemów. Miałam zakaz jazdy przez najbliższe kilka tygodni i choć nie brakowało mi tego w większym stopniu, wiedziałam, że tak czy siak wsiądę o wiele, wiele wcześniej. Tylko marzyłam o terenie na Midnight. Wstałam powoli i ponownie usiadłam naprzeciw okna. Zawsze to robiłam, kiedy musiałam przemyśleć kilka spraw. Najpierw spojrzałam na stajnię. Z tego, co widziałam z tej odległości, do pomalowania było kilka dachówek i drzwi. Boksy zapewne również należało posmarować bejcą. Przesunęłam wzrok na pastwiska. Natychmiast w oczy rzuciła mi się złamana żerdź w ogrodzeniu, a tuż po niej niewielkie stado koni zbitych w małą grupkę. Niedaleko, kilka metrów od nich pasła się Dusty. Jak zawsze sama. Nigdy nie podchodziła do innych zwierząt. Jeszcze niedawno byłam jedną z nielicznych osób, które tolerowała, a teraz sama się jej boję, pomyślałam, przygryzając wargi. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że to Andy. Poruszał się w charakterystyczny sposób, kulejąc na prawą nogę. Zanim się obejrzałam siedział koło mnie, obejmując ręką, a moja głowa mimowolnie ułożyła się na jego ramieniu.
- Zmieniłaś się, wiesz? - Prychnęłam w odpowiedzi. To było oczywiste, przynajmniej dla mnie. Nie było go przez dwa lata. Wrócił dopiero niecałe pół roku temu, najwyraźniej myśląc, że wszystko będzie takie, jak kiedyś.
- Pamiętasz, kiedy przychodziłeś tutaj, mając osiem lat? - zapytałam, a on kiwnął nieznacznie głową. - Ellie była wróżką, ja księżniczką, a ty rycerzem.
- Nieudolnym zresztą, zawsze spadałem z konia - zauważył, a ja instynktownie wyczułam, że się uśmiecha. - Za każdym razem kiedy jechałem po tego wymarzonego całusa Ruda machała batem jak różdżką, Hunter się płoszył, a ja lądowałem na ziemi - zaśmiał się, przez co nawet kąciki moich ust nieznacznie się uniosły. - Teraz już nie spadam tak często - powiedział ściszając głos. Podniosłam wzrok, wbijając go w jego twarz. Humor automatycznie ponownie mi się popsuł. Patrzył na mnie, jak na obraz w galerii sztuki. Nienawidziłam, kiedy ktoś to robił, gdy tkwiło na mnie czyjeś spojrzenie.
- Przykro mi, na całusa nadal nie masz co liczyć - odparłam i zanim zdążył zareagować, wstałam i powolnym krokiem wyszłam z pokoju. Nogi same poniosły mnie do stajni, pod boks Mid. Szybko znalazłam szczotki i zaczęłam rozczyszczać jej zaniedbaną sierść.
- Chyba myśli, że łaskawie wrócił po dwóch latach nieobecności, to wszystko będzie jak dawniej - stwierdziłam, przerywając szczotkowanie. Zdałam sobie sprawę, że taka była prawda. Andy wyjechał bez słowa na całe dwa lata. Nikt nie wiedział, co się z nim działo, aż nagle wrócił pół roku temu i najwyraźniej miał nadzieję na huczne powitanie. Rzeczywistość wydała się jednak całkiem inna. Ellie rzecz jasna zareagowała impulsywnie, dając mu w twarz, krzycząc, a na końcu ze łzami w oczach rzucając się na niego w uścisku z przeprosinami. Tata bez słowa minął go w drodze do biura, a mama uścisnęła rękę ze słowami "Witaj z powrotem". Tylko ja czułam się na tyle urażona, że rzuciłam tylko krótkie "cześć", po czym wyjechałam w dwudniowy teren. Nie miałam większej ochoty go widzieć. W sumie, nie miałam ochoty widzieć nikogo, nie tylko jego. Gdy wróciłam, akurat zawzięcie gestykulował w rozmowie z Kathrine. Stwierdziłam więc, że nie będę im przeszkadzać. Stety niestety znalazł mnie w boksie Dusty i wręcz siłą nakłonił do rozmowy. Od tamtego czasu wszystko wróciło do normy, ale najwyraźniej znów szło w złą stronę. Ocknęłam się dopiero, kiedy Midnight trąciła mnie łbem. Nagle zdałam sobie sprawę, że sterczę od kilku minut wpatrując się w jakiś odległy punkt. Wzrok ponownie się wyostrzył,a ja zdałam sobie sprawę, na co tak właściwie patrzę. Dawny boks Huntera stał pusty, a na drzwiach wisiała tabliczka z imieniem "Lullaby". Na myśl natychmiast przyszła mi piosenka, którą odruchowo zaczęłam nucić. Kontynuowałam czyszczenie, przytupując lekko nogą. Po jakimś czasie, gdy ja czyściłam kopyta, na podwórzu rozległ się dźwięk silnika. Nie przejmując się tym faktem, nadal robiłam to, co wcześniej. Zaintrygował mnie dopiero stukot kopyt, kierujący się w moją stronę. Wychyliłam się przez drzwi, akurat, kiedy siwo-siwy srokacz został wprowadzony do boksu naprzeciw.
- Ładna maść - zauważyłam, przenosząc wzrok z konia na właściciela.
- Dziękuję, swoją drogą, pani koń również ma nie z gorsze umaszczenie - odparł, tym samym wywołując u mnie uśmiech.
- Kultura kulturą, ale nie pani, istnieje spore prawdopodobieństwo, że jestem młodsza od ciebie. Danielle - wysunęłam w jego kierunku rękę, którą po chwili uścisnął.
- Mike. Jeżeli nie jesteś pełnoletnia, to trafiłaś - powiedział, na co kiwnęłam głową.
- Ty również, ale kobiety się nie pyta o wiek - wyszczerzyłam zęby, odwracając się, aby zebrać zgrzebła z podłogi. Blondyn otworzył mi drzwi, a ja skierowałam się do siodlarni. Wpakowałam wszystkie szczotki do skrzynki, a następnie schowałam do szafki. Gdy się odwróciłam, Mike stał w drzwiach, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Trzecia szafka od lewej jest wolna - stwierdziłam, wyciągnęłam kluczyk z szuflady i rzuciłam w jego stronę. Minęłam go bez słowa i wróciłam do domu, licząc na obiad. Szpitalne jedzenie było na tyle paskudne, że na chwilę obecną mogłam zadowolić się nawet najgorszą z potraw przyrządzanych przez mamę. Na moje szczęście, na moje powitanie upiekła lassagne, co wyjątkowo bardzo mi pasowało. Pomimo tego, że lubiłam pomagać w kuchni, nie miałam na to nastroju. Puściłam rodzicom krótki uśmiech i powlokłam się do pokoju. Nie miałam tym razem ochoty na wizytę Andy'ego. Przekręciłam klucz w zamku, po czym włączyłam jedną z płyt i zatopiłam się w książce.
*********************************************************************************
Hejka wszystkim :3
Rozdział mi się kurewsko bardzo podoba. Nie wiem tylko, po jaką cholerę wtrąciłam tu tą lassagne, może dlatego, że sama mm na nią ochotę, ale no, tak czy siak... nieważne XD Godzinę temu byłam zdenerwowana jak nigdy, bo co? Bo na komputerze pojawił mi się niezidentyfikowany wirus. Nadal nie wiem, czy to komputer mnie kocha, czy usunęłam go siłą woli, bo nie zrobiłam kompletnie nic, poza zawołaniem brata, który ze zdenerwowaniem zapytał o co mi chodzi, bo on nie widzi, żeby coś było nie tak. Jestem geniuszem komputerowym, mogę zrobić wszystko mając pod ręką nawet takie gówno jak niemiłosiernie irytujący avast B| W każdym razie, jeśli o HMOL chodzi, nie mam bladego pojęcia co pisać, więc nie wiem, kiedy notka się pojawi, ale tak czy siak czuję się zawiedziona. Pełne dwa tygodnie, a tam ciągle 5 komentarzy (kiedy tutaj widnieje aż 7, szalejecie o.o). Życzę wesołego wieczorku i z góry dziękuję za pierwszy tysiąc wejść :D
No popatrz, wszystkim znudziło się komentowanie, nawet u mnie ;-; A co ja pieprze, u mnie rzadko ktoś się pojawia.
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału jest kurewsko zajebisty i bardzo dobrze, że Ci się podoba, tak powinno być zawsze :')) Oczekuję rozwinięcia wątku z Dusty i Mike'm (nie jestem pewna, czy tak ale zignoruj jeśli jest jakiś błąd xd)
Czekam na następny <333
Pozdrawiam.
Jest cudowny, innego słowa nie znajdę. Mam nadzieję, że wątek miłosny się rozwinie :D A tymczasem nie pozostaje mi nic innego jak czekać na NN. Masz go dać (i ja już się o to postaram) przed obozem :)
OdpowiedzUsuńNo fajnie, fajnie. Ja równiesz oczekuję rozwinięcia wątku z Dusty. Niech Danielle to niej pójdzie czy coś, no.
OdpowiedzUsuńNie tylko tobie się kurewsko podoba ;D Fajne jest to, że zaczęłaś od powrotu do domu, a nie od wypadku. Czyżby w przyszłości Danielle miała dylemat z wybraniem ukochanego?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)